Ostatni dzień majowej przerwy. Wieczorem telefon rozdzwonił się telefon w Domu Nadziei:
“Pomóż, kotka okociła się pod wiatą a na podwórku 5 psów! Prycha, chyba dzika, boje się podejść a psy zamknęłam w domu.”
Dorota pojechała i po 10 minutach miała rodzinkę w samochodzie! Kotka przerażona, trochę się broniła, ale jeden moment był bardzo emocjonujący!
W pewnym momencie kotka złapała w pyszczek jedno kocie i próbowała uciec, gotowa na wszystko byle by chociaż jedno uratować! Takie momenty zapadają w pamięci, ten strach i desperacja!
Prosiłyśmy o pomoc, może jest jakaś fundacja, organizacja, która wzięłaby tą rodzinkę pod opiekę? Ale zamiast jakiejkolwiek pomocy, dostałyśmy falę hejtu. Wypełzły ze swoich nor anioły śmierci i zaczęły zgniłymi paluchami nad kociętami wymachiwać i skrzeczeć i syczeć napełnionymi nienawiścią i goryczą głosami” Uśpić, uśpić”. Bo kocięta, które matka próbowała w desperacji ratować są jeszcze ślepe. Drogie usypiaczki, wasz jedyny argument to przepełnienie…: zabijajmy ślepe mioty, bo nie ma miejsc. Może zabijajmy i stare, chore? Nie ratujmy, nie walczmy, mają małe szanse na adopcję? Tym mamy się kierować? Mamy dokonywać selekcji kto ma żyć, a kto ma umrzeć? Nie, drogie samozwańcze selekcjonerki, nie będziemy usypiać ślepych miotów, choćby, nie będziemy bawić się w władców życia.
Ta pechowa kotka, która okociła się w miejscu zagrażającym śmiercią jej i jej maleństwom miała to szczęście, że trafiła na Dom Nadziei, nie Dom Śmierci. Jej pech się skończył. Kocięta i mama są bezpieczne. Prosimy, pomóżcie uzbierać na ich wyprawkę. Trzeba je, jak wszystkie, weterynaryjnie zabezpieczyć, a mamę wysterylizować. By więcej nie musiała uciekać z maluchami przed śmiercią zagrażającą ze strony zwierząt i ludzi, ludzi, którzy zamiast pomóc, zabiją jej dzieci.