Bimber pędził tak szybko, że ledwie go złapałyśmy.
Biegł poboczem, gdy Dorota wiozła Figę i Pippi/Milenkę do lecznicy. 5 kilo małego yorkowego ciałka, tak zarośniętego, że wyglądał ja żywy mop… Całe szczęście udało się go złapać. Ogłaszała, nikt się po niego nie zgłosił. Kilka dni później uciekł. Wypuszczony z innymi psami o 6 rano na podwórze podważył swoim malutkim pyszczkiem ciężką winylową płachtę zasłaniającą pręty bramy wjazdowej i przecisnął się między nimi. O 13.00 był już 15 km dalej, w sąsiedniej wsi. Zwabiona nagrodą dla znalazcy mieszkanka zadzwoniła następnego dnia… Bimber wrócił zadowolony ze spełnionej misji…. Misji, bo nic przypadkiem się nie zdarza- kiedy Dorota objeżdżała okolicę w poszukiwaniu Bimba zobaczyła idącą poboczem Rozę, suczkę w typie teriera. Kolejny wyrzucony prawie rasowy pies…. Roza miała ropomacicze. Dobrze, że wszystkie znalezione i zabezpieczone psy wozimy niezwłocznie do weterynarza. Udało się Rozę uratować. Rozę czeka jeszcze operacja guzów, które ma pod pachą i na plecach. Będzie miała swój wątek.
A Bimber? Bimber to pies, który pędzi przed siebie. Już ma własny dom. Nie zagrzał u nas miejsca długo, nie zdążył poprosić o wsparcie na własną opiekę weterynaryjną, a dostał ją, jak każdy nasz podopieczny. Teraz prosi, w imieniu swoim i innych pechowców, których los się odmienił dzięki Domowi Nadziei….
https://www.ratujemyzwierzaki.pl/pechowcy