Kilka dni temu, na początku czerwca, telefon z wsi Błotnica Stara. Jeden z lokalnych mieszkańców, starszy mężczyzna, mieszkający sam, jest umierający. Zabrano go do szpitala, skąd już nie wróci. Na posesji zostały dwa „alarmy podwórkowe” – mała suczka i jeszcze mniejszy piesek. Na łańcuchach, na których upłynęło ich całe życie. Ich opiekun nie zatroszczył się o nie. Wejście na posesję zamknięte, nie ma, jak się dostać i odpiąć, nalać wody, nakarmić… Udało się wywrzeć presję na siostrę właściciela psów, przyjechała i odpięła je z łańcuchów oraz wpuściła na posesję i pozwoliła je zabrać. Szkoda, że dopiero śmiertelna choroba człowieka przyniosła im wyzwolenie. A mało brakowało, żeby i one zmarły w męczarniach, pod obojętnym okiem rodziny swojego krzywdziciela.